Powracam do starego rytmu, za którym tak bardzo tęskniłam, i który przysparzał mi wiele radości. Znowu mam co robić. Całą środę spędziłam u P. Wróciłam wieczorem, wczoraj byłam na zakupach z P., potem u mnie. Dużo energii znajduję też w codziennych rozmowach z ciocią Ev. Czuje się szczęśliwa, że mam co robić. Uwielbiam ten rytm, nienawidzę nudy. Gdy mam coś do zrobienia, nawet jeśli jest to rzecz bez większego znaczenia, czuję się szczęśliwsza niż siedząc bezczynnie. Nie odczuwam wtedy tej codziennej melancholii. Do następnej.
Zapewne pamiętacie, że nie raz mówiłam/pisałam, by nie uzależniać swojego szczęścia od rzeczy, na które nie mamy wpływu. Jedną z tych rzeczy bez wątpienia jest aura pogodowa i ta przygnębiająca szarość, której nie da się przemalować choćby najpiękniejszymi i najbardziej kolorowymi kredkami, jakie pierwszoklasista ma w piórniku. A szkoda, bo chętnie domalowałabym do tego obrazka piękne, duże słoneczko, promyki sięgałyby aż do samiutkiej ziemi. Na szczęście istnieje wiele sposobów na wprowadzenie do codzienności nieco słonka, co więcej jest to możliwe bez użycia kredek (no chyba, że takich wyimaginowanych), a ja te sposoby znam. Dosyć gadania, idę działać! Miłego popołudnia robaczki! Poniżej zrzut z instag. Kto zechciałby obserwować zapraszam! ---> klik
Komentarze
Prześlij komentarz