W czwartek pokonałam swoją pierwszą w życiu, tak długą trasę (Olsztyn- Kosiny). Lubię jeździć samochodem. Nigdy nie wierzyłam ludziom, którzy mówili, że jazda sprawia im przyjemność, a tu proszę, niespodziewanie sama dołączyłam do grona tych dziwaków. Daleko mi do fanatyzmu i (wciąż jeszcze) wszelkie wymiany oleju i pasków klinowych zostawiam ukochanemu lub tatusiowi, ale lubię ten moment, kiedy jestem sam na sam z samochodem . Pudruję nos na światłach (o zgrozo!), wyjadam maliny na zakręcie i całą trasę śpiewam na cały głos melancholijne piosenki. Tylko się nie zadław.
W czwartkowe popołudnie wybyłam do Strzegowa, gdzie czekało na mnie mnóstwo wrażeń. Wróciłam następnego dnia, wieczorkiem, ponieważ trasa się nieco wydłużyła i zahaczyłam po drodze Mdzewko i moje ukochane Bońkowo. Uwielbiam wracać do domu, bo moje `4 ściany` to mój azyl, w którym zawsze mogę liczyć na spokój, brak szumu i regenerację. Ostatnie dni zaliczam do udanych, pogoda dopisała, spędziłam cudowne chwile z moim P. i jestem mega szczęśliwa. Poza tym czekam na resztę zdjęć od Mileny. Mam nadzieję, że jutro uda mi się je wszystkie odebrać i obejrzeć. Pozdrawiam .
Poniżej kilka fotek z wyjazdu (Krystianek) :
Komentarze
Prześlij komentarz