Ok, zawsze lubiłam intensywność i dni, kiedy "nie miałam się czasu podrapać". Ale teraz jestem najzwyczajniej w świecie zmęczona tym wszystkim. Potrzebuję chwili oddechu, potrzebuję odpoczynku, spokoju i jakiegoś azylu. Teoretycznie azylem mogłyby być moje cztery ściany, zamknięta w których miałabym możliwość resetu, jednak w których zamknąć się nie potrafię. Nie umiem przesiedzieć całego dnia w domu, dlatego jak najszybciej muszę wyjechać. Mimo tego, że uwielbiam ludzi, którzy mnie otaczają i energię, jaką czerpię z każdego "dzisiaj" potrzeba mi jakiś nowych pozytywnych fluidów, chwili wytchnienia i relaksu. Nawet nie wiedziałam, że ta potrzeba czegoś nowego jest taka ogromna. A więc pora na zmiany, a zacznę od fryzury. Podobno jeśli kobieta zmienia fryzurę to znak, że jej życie za chwilę wywróci się do góry nogami. Jak myślicie?
Czasem tak po prostu, niespodziewanie przychodzi taki moment, kiedy wiele rzeczy sobie uświadamiasz, kiedy sytuacje, które dotąd uznawałeś za zbyt skomplikowane nabierają biało-czarnych barw, kiedy nagle zaczynasz widzieć wszystko w innym świetle, kiedy dociera do Ciebie, że Twoje wyrzuty sumienia nie są tak naprawdę Twoimi wyrzutami, a głupie obwinianie swojej osoby jest zgubne i bez sensu. Właśnie dzisiaj nadszedł ten dzień. W tej kwestii wiem już wszystko, ale ostatniego słowa jeszcze nie powiedziałam.
Komentarze
Prześlij komentarz