Ostatnio było mocno filozoficznie, teraz będzie bardzo przyziemnie. Kilka dni temu, zaraz po powrocie do domu miałam okazję rozmawiać ze starym znajomym o upływającym czasie i życiu chwilą. I muszę przyznać, że uświadomiłam sobie kilka ważnych kwestii, które pozwolę sobie zachować dla siebie. Co do mojego wyjazdu i weekendu w Bońkowie minął oczywiście "jak z bicza strzelił" a był diabelsko nieziemski. Nie potrafię powiedzieć dlaczego, bo sama tego nie wiem ale to miejsce ma na mnie pozytywny wpływ i ogromne znaczenie. Być może wiąże się to z moją przeszłością, dzieciństwem i wspomnieniami. Dlatego tak chętnie tam wracam. A po weekendzie, jak to po weekendzie..praca, masa obowiązków i rzeczy do zrobienia "na wczoraj zresztą". Nadal stoję w miejscu z moją pracą dyplomową a na dniach muszę uzupełnić całą dokumentację praktyk. Coś, co mnie świetnie charakteryzuje to fakt, iż zawsze wszystko odkładam na ostatnią chwilę. W tym jestem naprawdę dobra. Bo przecież lepiej spotkać się ze znajomymi, iść na piwo, pograć w tenisa prawda? Brawa dla mnie!


Z okazji rozpoczęcia wakacji wydałam nieprzyzwoite pieniądze w nieprzyzwoitym butiku (ale tak to jest jak się robi zakupy z moją siostrą). Teraz mój stan konta uniemożliwia eskapady większe niż do Zenaba i na kawę. Pierwszy tydzień wakacji oznacza tydzień totalnej stagnacji intelektualnej i fizycznej. Spanie do południa, szwendanie się przez resztę dnia w szlafroku i przesiadywanie godzinami nad filiżanką malinowej herbaty.
Komentarze
Prześlij komentarz