Ta monotonność, z góry przewidziane i planowane zadania, codzienność i nieodparta rutyna męczy mnie niesamowicie. Nie wiem, niby wszystko jest w jak najlepszym porządku, znajduję siłę na pracę, studia, spotkania ze znajomymi, imprezy, zatapiam się w tym do cna i co więcej daje mi to wszystko ogromne pokłady pozytywnych emocji i wibracji, jednak mimo wszystko czegoś mi brak. Przydałby mi się jakiś wyjazd, najlepiej do Bońkowa, chociaż na kilka dni. Na dworze jest tak pięknie, a ja zamiast piec tyłek na słońcu, godzinami siedzieć nad "bońkowskim" stawkiem, łazić wąskimi ścieżkami z tymi najlepszymi i najważniejszymi... spędzam po pół dnia i nocy przed tym okropnym pożeraczem czasu. Niestety czasem niektóre plany nie przynoszą oczekiwanych efektów, dlatego też pomimo tego, że jestem świetna w układaniu planów nie lubię z góry organizować i planować sobie życia co do godziny, minuty, sekundy. I mimo, że szczęściu należy dopomagać, uparcie brnąć w coś, co ma sens i cel, czasem warto postawić na spontaniczność. Właśnie taki spontaniczny travel mi się marzy. Chcę wrócić z pracy, krzyknąć:" siostra zbieraj się, jedziemy do Bońkowa" i zniknąć na jakiś czas, po czym wrócić po kilku dniach z trzykrotnie większą siłą i motywacją do działania, naładowana pozytywną energią z mnóstwem pomysłów i inspiracji w głowie. I wtedy mieć czas na pracę, projekty, zdjęcia a także ciszę, spokój i wyciszenie. Póki co jednak muszę się zorganizować i wziąć za przygotowanie do egzaminów a potem będzie już tylko relaks.

Komentarze
Prześlij komentarz