Witajcie Kochani! Przyznam bez bicia, że wróciłam już w niedzielę (niestety) ale jakoś nie mogłam się zebrać, żeby wrócić na bloga. Sama nie wiem dlaczego, i nie chodzi nawet o brak czasu. Może po prostu nie chciałam wracać na bloga wiedząc, że to moja codzienność, że pora już zejść na ziemię a choć ciałem byłam tutaj myślami zupełnie gdzie indziej. Ale teraz zdołałam już powrócić, wystarczył jeden energetyczny kop, żeby znaleźć siłę, czas, i chęci na zrobienie czegoś, do czego zabierałam się kilka dni. Miłego dnia Kochani!


Z okazji rozpoczęcia wakacji wydałam nieprzyzwoite pieniądze w nieprzyzwoitym butiku (ale tak to jest jak się robi zakupy z moją siostrą). Teraz mój stan konta uniemożliwia eskapady większe niż do Zenaba i na kawę. Pierwszy tydzień wakacji oznacza tydzień totalnej stagnacji intelektualnej i fizycznej. Spanie do południa, szwendanie się przez resztę dnia w szlafroku i przesiadywanie godzinami nad filiżanką malinowej herbaty.
Komentarze
Prześlij komentarz