Ten szalony dzień powolutku zbliża się ku końcowi. Rozpoczął się ekstremalnie i chyba tak zakończy. Od samego rana nieustannie w biegu. Mamy pełnoletnią porę a ja zaspałam (litości, co to będzie gdy przyjdzie jesień), kończyłam się ubierać w drodze do samochodu i malować usta w lusterku wstecznym. Czas w pracy również upłynął w zawrotnym tempie i nawet nie wiem kiedy się ocknęłam z myślą, że powinnam być już w domu. Zdążyłam jeszcze kliknąć na allegro 'kup teraz' i ruszyłam na miasto na podbój sklepów. Wróciłam z perełkami- tak to najbardziej trafne określenie. Wkrótce z pewnością ujrzą one światło dzienne. A teraz wieczór z książką.
Za czym tak gonimy? Za szczęściem, które już prawie łapiemy za ogon, a ono z szyderczym uśmiechem przed nami ucieka? Za miłością, bez której nie wyobrażamy sobie życia, a która nas tak dużo kosztuje? Za emocjami? Bo przecież życie bez skrajnych bodźców nie dawałoby nam takiej satysfakcji... Za pieniędzmi? By móc pozwolić sobie przynajmniej na połowę tego, co koleżanka z pracy. Za lajkami? Bo one chociaż na chwilę dowartościowują! Za pięknymi fotkami z wakacji, żeby te lajki zdobywać. Za idealną figurą, by nam stalkerzy pozazdrościli. Tylko czy jest czego tu zazdrościć??? Gdy za pięknym uśmiechem z profilowego kryją się przepłakane wieczory i nieprzespane noce. Gdy ciało katujesz na siłowni w zasadzie nie dla pięknej figury, ale po to by zająć czymś myśli i się wyżyć, gdy nagromadzonych w głowie myśli, strachu i emocji próbujesz pozbyć się i rozładować na worku bokserskim. Gdy po tym, jak wstawisz na insta idealnie wykadrowaną miskę owsianki z owocami, z dodatkowym filtrem oczywiście, ...
Komentarze
Prześlij komentarz