Czas pędzi nieubłaganie, zegar wybija sekundy, minuty, godziny, dni mijają, biegną tak szybko, że ledwo nadążam. Mam ostatnio mnóstwo zajęć a wkrótce będę ich miała jeszcze więcej, żywię tylko nadzieję, że zamiast poczucia zmęczenia dadzą mi one niezłego kopa i dostarczą energii. Jest naprawdę dobrze, męczy mnie tylko świadomość, że muszę wziąć się do roboty (czyt.: za naukę) i to poważnie i szybko. Przede mną same zaliczenia a ja nieustannie walczę ze swoim lenistwem. Ale jestem silna przynajmniej się staram. Dzisiaj na przykład pod wpływem rozmowy z Tomaszkiem mało co nie uległam jego pomysłowi i namowom, ażeby odwiedzić Bońkowo, ale powiedziałam sobie NIE, musisz się uczyć. A tak szczerze to większa w tym zasługa Moniki, niż moja (ale to już drobny szczegół).
Za czym tak gonimy? Za szczęściem, które już prawie łapiemy za ogon, a ono z szyderczym uśmiechem przed nami ucieka? Za miłością, bez której nie wyobrażamy sobie życia, a która nas tak dużo kosztuje? Za emocjami? Bo przecież życie bez skrajnych bodźców nie dawałoby nam takiej satysfakcji... Za pieniędzmi? By móc pozwolić sobie przynajmniej na połowę tego, co koleżanka z pracy. Za lajkami? Bo one chociaż na chwilę dowartościowują! Za pięknymi fotkami z wakacji, żeby te lajki zdobywać. Za idealną figurą, by nam stalkerzy pozazdrościli. Tylko czy jest czego tu zazdrościć??? Gdy za pięknym uśmiechem z profilowego kryją się przepłakane wieczory i nieprzespane noce. Gdy ciało katujesz na siłowni w zasadzie nie dla pięknej figury, ale po to by zająć czymś myśli i się wyżyć, gdy nagromadzonych w głowie myśli, strachu i emocji próbujesz pozbyć się i rozładować na worku bokserskim. Gdy po tym, jak wstawisz na insta idealnie wykadrowaną miskę owsianki z owocami, z dodatkowym filtrem oczywiście, ...
Komentarze
Prześlij komentarz