Moja dzisiejsza droga z pracy do domu była wyjątkowo długa. Wiatr wciskał mi za kołnierz zimne, jesienne krople a ja szłam z parasolem w ręku nawet go nie rozkładając. Cholernie dużo ostatnio myślę, tak też było i dzisiaj. Zdałam sobie sprawę, że kończy się pewien etap w moim życiu. To był naprawdę bardzo przyjemny okres, co zresztą widać po moich postach pisanych z lekkością i przyjemnością. W ciągu ostatnich kilku miesięcy biła ode mnie jakaś dodatkowa energia, choć nie umiem dokładnie sprecyzować czym była ona spowodowana, mam tylko nadzieję, że teraz to się nie zmieni. Czas naprawdę upływa w zawrotnym tempie, dopiero co rozpoczynałam swoją cudowną wycieczkę a teraz jestem już na mecie. I z wielką ochotą przeżyła bym to wszystko raz jeszcze. Chciałabym mieć szansę zmienić kilka rzeczy, a jeszcze więcej pozostawić bez zmian, po prostu się cieszyć. Dewiza na jutro: chwilo trwaj!




Za czym tak gonimy? Za szczęściem, które już prawie łapiemy za ogon, a ono z szyderczym uśmiechem przed nami ucieka? Za miłością, bez której nie wyobrażamy sobie życia, a która nas tak dużo kosztuje? Za emocjami? Bo przecież życie bez skrajnych bodźców nie dawałoby nam takiej satysfakcji... Za pieniędzmi? By móc pozwolić sobie przynajmniej na połowę tego, co koleżanka z pracy. Za lajkami? Bo one chociaż na chwilę dowartościowują! Za pięknymi fotkami z wakacji, żeby te lajki zdobywać. Za idealną figurą, by nam stalkerzy pozazdrościli. Tylko czy jest czego tu zazdrościć??? Gdy za pięknym uśmiechem z profilowego kryją się przepłakane wieczory i nieprzespane noce. Gdy ciało katujesz na siłowni w zasadzie nie dla pięknej figury, ale po to by zająć czymś myśli i się wyżyć, gdy nagromadzonych w głowie myśli, strachu i emocji próbujesz pozbyć się i rozładować na worku bokserskim. Gdy po tym, jak wstawisz na insta idealnie wykadrowaną miskę owsianki z owocami, z dodatkowym filtrem oczywiście, ...
Komentarze
Prześlij komentarz