Podobno miałam mieć dużo więcej czasu, póki co jednak dni mijają niepostrzeżenie, a ja mam coraz to więcej pomysłów, by każdy z tych dni jeszcze urozmaicić. Oczywiście wynika to z tego, że nie chcę mi się uczyć i najzwyczajniej w świecie wymyślam tysiące innych rzeczy, byleby tego nie robić. A swoją drogą, jeśli jest w waszym życiu coś, co chcielibyscie zrobić, a cholernie ciężko Wam się za to zabrać, poczekajcie na chwilę, kiedy to będziecie zobowiązani zrobić coś trudniejszego lub chociażby mniej przyjemnego, wtedy to dopiero okaże się być pestką. Ja bardzo chciałam powrócić do biegania, ale jakoś a to nie było czasu, a to chęci, a to samej się nie chcę, albo motywacji brak, za zimno...a kiedy nie chcę mi się robić tego, co muszę (czyt. uczyć) to i chęci powróciły, i czas się znalazł. Oczywiście teraz muszę nadrabiać zaległości, ale nutka hedonizmu jest wskazana nawet w chwilach takich, jak ta...a może zwłaszcza w takich chwilach?
Z okazji rozpoczęcia wakacji wydałam nieprzyzwoite pieniądze w nieprzyzwoitym butiku (ale tak to jest jak się robi zakupy z moją siostrą). Teraz mój stan konta uniemożliwia eskapady większe niż do Zenaba i na kawę. Pierwszy tydzień wakacji oznacza tydzień totalnej stagnacji intelektualnej i fizycznej. Spanie do południa, szwendanie się przez resztę dnia w szlafroku i przesiadywanie godzinami nad filiżanką malinowej herbaty.

Zaczęliśmy z moim M. marszobiegi (podobno interwał jest najlepszy) w święta i co? Na dworze jest paskudnie, za nic teraz nie wyjdę, żeby pobiegać :(, bo jestem hedonistką.
OdpowiedzUsuń