Witajcie! Za mną weekend w Olsztynie. Kiedyś na samą myśl o wyjeździe nic mi się nie chciało, teraz jest zupełnie inaczej. Lubię się stąd wyrwać, choćby na chwile. Być daleko, nie myśleć, wykraczać poza rutynę, żyć nieszablonowo. W dodatku był to bardzo udany wyjazd, co prawda nie miałam możliwości obejrzenia meczu Isi z Sereną W., ani walki Kliczko z Powietkinem, ani też meczu Real z Levante (ze szczególnie ekstremalną końcówką) ale nadrobiłam relacjami i powtórkami. A jak było w samym Olsztynie, bardzo miło. Spędziłam czas z dziewczynami, z którymi nie widziałam się kilka miesięcy, było piwo, drinki, zakupy. I nawet na chwilę zdołałam zapomnieć, że świat jest zawsze o trzy drinki do tyłu.










Z okazji rozpoczęcia wakacji wydałam nieprzyzwoite pieniądze w nieprzyzwoitym butiku (ale tak to jest jak się robi zakupy z moją siostrą). Teraz mój stan konta uniemożliwia eskapady większe niż do Zenaba i na kawę. Pierwszy tydzień wakacji oznacza tydzień totalnej stagnacji intelektualnej i fizycznej. Spanie do południa, szwendanie się przez resztę dnia w szlafroku i przesiadywanie godzinami nad filiżanką malinowej herbaty.
Komentarze
Prześlij komentarz