Witajcie! Za mną weekend w Olsztynie. Kiedyś na samą myśl o wyjeździe nic mi się nie chciało, teraz jest zupełnie inaczej. Lubię się stąd wyrwać, choćby na chwile. Być daleko, nie myśleć, wykraczać poza rutynę, żyć nieszablonowo. W dodatku był to bardzo udany wyjazd, co prawda nie miałam możliwości obejrzenia meczu Isi z Sereną W., ani walki Kliczko z Powietkinem, ani też meczu Real z Levante (ze szczególnie ekstremalną końcówką) ale nadrobiłam relacjami i powtórkami. A jak było w samym Olsztynie, bardzo miło. Spędziłam czas z dziewczynami, z którymi nie widziałam się kilka miesięcy, było piwo, drinki, zakupy. I nawet na chwilę zdołałam zapomnieć, że świat jest zawsze o trzy drinki do tyłu.










Za czym tak gonimy? Za szczęściem, które już prawie łapiemy za ogon, a ono z szyderczym uśmiechem przed nami ucieka? Za miłością, bez której nie wyobrażamy sobie życia, a która nas tak dużo kosztuje? Za emocjami? Bo przecież życie bez skrajnych bodźców nie dawałoby nam takiej satysfakcji... Za pieniędzmi? By móc pozwolić sobie przynajmniej na połowę tego, co koleżanka z pracy. Za lajkami? Bo one chociaż na chwilę dowartościowują! Za pięknymi fotkami z wakacji, żeby te lajki zdobywać. Za idealną figurą, by nam stalkerzy pozazdrościli. Tylko czy jest czego tu zazdrościć??? Gdy za pięknym uśmiechem z profilowego kryją się przepłakane wieczory i nieprzespane noce. Gdy ciało katujesz na siłowni w zasadzie nie dla pięknej figury, ale po to by zająć czymś myśli i się wyżyć, gdy nagromadzonych w głowie myśli, strachu i emocji próbujesz pozbyć się i rozładować na worku bokserskim. Gdy po tym, jak wstawisz na insta idealnie wykadrowaną miskę owsianki z owocami, z dodatkowym filtrem oczywiście, ...
Komentarze
Prześlij komentarz