To niesamowite, że zawsze kiedy mamy wrażenie, że nareszcie wszystko idzie tak jak należny, że jesteśmy szczęśliwi i nic złego wydarzyć się już po prostu nie może, właśnie wtedy jeden cholerny klocek naszej układanki wypada, a wraz z nim całą naszą wieżę diabli biorą. Na szczęście w drugą stronę też to działa (wiem z autopsji), wtedy kiedy sięgamy dna, a w głowie mamy pełno pytań typu dlaczego?, oraz świadomość najgorszego, właśnie w tym momencie dzieje się coś niezwykłego, coś co nas uskrzydla i daje takiego energetycznego kopa, że jesteśmy w stanie góry przenosić. Podobnie jest w relacjach damsko- męskich. Z chwilą, kiedy mamy wrażenie, że już wszystko jest skreślone, że to wszystko nie ma sensu, że nie pozostało nic innego, tylko odwrócić się na pięcie i odejść, właśnie wtedy ta druga osoba łapie Cię za rękę i na to nie pozwala. Wtedy Ty szepczesz w jego usta "nie lubię się z Tobą kłócić", a On śmiejąc się (nie wiadomo czy z siebie, Ciebie, czy całej sytuacji) całuje Cię tak, że wszystko inne przestaje się liczyć. Czysta psychologia.
Czasem chciałabym być takim Edwardem ze Zmierzchu i umieć czytać w myślach wszystkich. Tylko cholera, On nie potrafił czytać w myślach Belli, więc ja bym pewnie miała problem z Tobą. Nie zawsze wszyscy wysyłają jasne sygnały, czasem są one sprzeczne, wiem, bo sama też często je tuszuję, grunt to umieć czytać między wierszami.
A tak poza tym to mój pierwszy wolny weekend od jakiegoś czasu i przyznam się bez bicia, że spałam do południa. Nie żebym była leniwa, po prostu mam dysfunkcję systemu motywacyjnego. Dobrze, że zrezygnowałam z planu porannej gry w tenisa, bo ciężko byłby mi zwlec tyłek z łóżka. Szaro-bury ekran za oknem nie nastraja optymistycznie, ale świadomość ostatkowej imprezy z M. już tak. Trochę ruchu dobrze mi zrobi, a więc pora na przysiady (dziś 155) a później spacer. Cya.
Komentarze
Prześlij komentarz