Mówiłam o dużej intensywności i się nie pomyliłam. Każdy dzień wypełniony po brzegi, ciągle w biegu. Praca, zakupy, spotkania, masa rzeczy "na wczoraj". Nie mam nawet chwili, żeby posprzątać, a mój pokój to jeden wielki magazyn najprzeróżniejszych, głównie niepotrzebnych rzeczy. Ale kiedy przychodzi wieczór czerpię ogromną satysfakcję i radość z ćwiczeń i kładę się do łóżka ze świadomością niesamowicie dobrze przeżytego dnia. A przecież o to właśnie chodzi, aby uśmiechać się na samo wspomnienie "dzisiejszego dzisiaj" i z radością wyczekiwać jutra, by właśnie jutro z uśmiechem na ustach i chęcią realizacji marzeń przywitać nowy dzień. I w tym miejscu po raz nie wiem już który, ukłony dla tych, dzięki którym codziennie mówię "life is beautiful". Cudownie jest mieć kogoś, kto samym uśmiechem, spojrzeniem a nawet obecnością sprawia, że życie staje się piękniejsze. I szczerze, cholernie nie mogę doczekać się jutra. Słodkich snów!
Z okazji rozpoczęcia wakacji wydałam nieprzyzwoite pieniądze w nieprzyzwoitym butiku (ale tak to jest jak się robi zakupy z moją siostrą). Teraz mój stan konta uniemożliwia eskapady większe niż do Zenaba i na kawę. Pierwszy tydzień wakacji oznacza tydzień totalnej stagnacji intelektualnej i fizycznej. Spanie do południa, szwendanie się przez resztę dnia w szlafroku i przesiadywanie godzinami nad filiżanką malinowej herbaty.

Komentarze
Prześlij komentarz