Siedzę i weryfikuję swoje noworoczne postanowienia. Zastanawiam się, co już mi się udało zrealizować, w trakcie czego jestem, czy na dobrej drodze, a co kompletnie mi nie wychodzi. W gruncie rzeczy nie jest źle..muszę przyznać, że się staram. Jeśli chodzi o sferę fizyczną to jest nawet bardzo dobrze, wszystkie postanowienia typu ćwiczenia, treningi, odżywianie, spędzanie wolnego czasu itp. itd. mają się świetnie (w końcu kocham wyzwania), trudności pojawiają się dopiero wtedy, gdy w grę wchodzi ta sfera bardziej psychiczna, tzn. mam na myśli te postanowienia, wiążące się z podejmowaniem decyzji, wyborami, wyrzeczeniami, zachowaniem. Dużo łatwiej jest nie jeść chipsów, żyć aktywnie i nie zamykać się na świat, aniżeli podejmować decyzje, które wpłyną na nasze życie, dotyczą kontaktów międzyludzkich, niosą ze sobą konsekwencje na przyszłość. Cholernie trudno robi się, gdy w grę wchodzą emocje, uczucia, więzi. Ale przecież nikt nie mówił, że będzie łatwo. Możemy wszystko, wystarczy chcieć. Jestem na dobrej drodze, chęci mnóstwo, jeszcze tylko odrobina silnej woli i sukces gwarantowany. A jak się mają Wasze postanowienia? Cele osiągnięte?
A tak poza tym, to już drugi tydzień spędzam w domu, nie muszę wcześnie wstawać, te diabelskie urządzenie zwane budzikiem nie dzwoni, ja piję herbatę z cytryną w łóżku, włóczę się po domu w piżamie i nigdzie się nie spieszę. Po południu pokuszę się o jakiś dłuższy spacer, ćwiczę z Chodakowską i gram w tenisa. Wieczory spędzam na facebooku, instagramie i klikam nowe wpisy na blogerze. Do poduszki czytam książkę, a później wkładam słuchawki, włączam muzykę i idę spać. Chwilowo jest ok, ale na dłuższą metę nie dała bym chyba rady. Rutyna mnie przytłacza, czas zaczęć działać, żyć intensywniej. A więc do dzieła!
Komentarze
Prześlij komentarz